July 28, 2012

SUMMER FOOD PHOTOGRAPHY

Upał niesamowity, a ja piekę ciasto drożdżowe z własnego sprawdzonego przepisu. W cieście skórka otarta z cytryny i skórka pomarańczowa, na wierzchu maliny i borówki z obowiązkową kruszonką. Przy tej temperaturze techniki przyspieszające wyrastanie ciasta będą zbędne :)

Weekend znów fotograficzny, bo jutro drugi dzień warsztatów "Piękna i bestia" z Michałem Kortą. Fotografia kulinarna tym razem w wersji "summer" z przymrużeniem oka. Zgodnie z naukami Mistrza szeroki kąt w tej dziedzinie bywa nie najlepszym rozwiązaniem. Kolejne FOTOKULINARIA 22 września w Warszawie.

July 25, 2012

O FOTOGRAFII KULINARNEJ, RODCZENCE I KRAKOWSKIM MONTMARTRE

To był bardzo intensywny weekend. Pokonałam parę fobii: przed jazdą samochodem po Polsce (4h20 z Warszawy do Krakowa bez przekraczania prędkości) i francuską kuchnią poza jej ojczyzną.

Zanim o CUCINA dzisiaj sporo słów i inspiracji z działu ILLU.

Wystawa REWOLUCJA W FOTOGRAFII Rodczenki w Muzeum Narodowym w Krakowie. Czynna tylko do 19 sierpnia 2012. Pozycja obowiązkowa. Co ma wspólnego Rodczenko z fotografią kulinarną? Przypuszczam, że dla wielu nic. Jednak po sobotnich warsztatach fotograficznych dla blogerów kulinarnych, jest właściwie ich podsumowaniem. Leszek Szurkowski skupił się na warsztatach na dwóch zagadnieniach uniwersalnych dla każdego tematu fotograficznego: świetle i kompozycji. Ta druga właśnie jest bohaterką wystawy Rodczenki. Chodziliśmy po wystawie, dzieląc obrazy diagonalnymi kreskami i podziwiając perfekcyjną geometrię obrazu. Wiele jest oporu wsród amatorów, do stosowania zasad kompozycji obrazu przy fotografowaniu. Obserwujemy go nawet wśród studentów  wydziałów fotografii, gdzie brak opanowanego warsztatu zasłania się emocjami... W fotografii kulinarnej tuszuje się go stylem, argumentem apetyczności, autentyczności... A jedno, drugiego nie wyklucza. Punkt widzenia, kompozycja barwna, świetlna i linearna to nic więcej jak psychofizjologia widzenia. Powrót do natury, który pozwala oku na komfortowe obcowanie z obrazem. To trochę tak jak w matematyce: są warunki konieczne lecz niewystarczające. Tak jest z warsztatem fotografującego, jest on warunkiem koniecznym pełnej komunikacji z odbiorcą. Można jednak posiąść perfekcyjnie wiedzę o wykonywaniu fotografii, praktykować całe życie i nie mieć talentu i gustu. Ten ostatni nabywamy od dziecka, mając większe lub mniejsze predyspozycje. Wychowujemy się w danej kulturze wizualnej (w naszym przypadku w szarości i brudzie, w kontraście do chaosu billboardów, tandentnych szyldów, reklam i książek, a jednocześnie otoczeni jeszcze w miarę dziewiczą piękną przyrodą, która najlepiej uczy nas wiedzy o obrazie). Zawsze zazdrościłam Anglikom, Francuzom i Włochom ich dziedzictwa wizualnego. Nie mogę się napatrzeć na szyldy prostych rzemieślników we Francji, które wyglądają jak najlepsze projekty w naszym kraju... Na szczęście podróżujemy, oglądamy coraz więcej dobrych przykładów i przenosimy je na nasz grunt. Odgrzebujemy też wspaniałe przykłady z naszej historii wizualnej i publikujemy o niej książki (polecam pozycję wydawnictwa Karakter "Nie gęsi"). Coraz więcej u nas pięknych projektów, którymi poszczyciłyby się najlepsze studia graficzne w Londynie czy Nowym Jorku. Mam nadzieję, że nasza kultura wizualna rozwinie się w tempie budowy dróg w ostatnim roku :)
Fot. Sally Mann • Materiały prasowe Muzeum Etnograficznego w Krakowie
Dla miłośników fotografii, jeszcze tylko 4 dni na obejrzenie wystawy Sally Mann. Autorka, która jest dla mnie w pierwszej trójce najciekawszych artystów posługujących się fotografią, od wielu lat uwiecznia na wielkoformatowych kliszach swoją rodzinę i miejsce, w którym żyje. Jej album "Immediate family" oglądałam sto razy i nigdy nie mam dość. Na wystawie w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, można obejrzeć cząstkę jej serii rodzinnej, obrazów przyrody, w której żyje autorka i ostatnich portretów oryginalnie wykonanych techniką mokrego kolodionu. Wystawa niestety nie przybliża sylwetki autorki. Ogólna informacja na planszy zawiera puste sformułowania o światowych wystawach. Przed pójściem do Muzeum Etnograficznego warto obejrzeć dokument "What remains", który powstał o Sally Mann kilka lat temu. Jest na YouTube w kilku częściach i bardzo go wszystkim polecam. Autorka jest ginącym gatunkiem artysty organicznego, jednocześnie wspaniale pokazuje związki człowieka z naturą.

Tyle o  ILLU, czas na CUCINA.

Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Kraków tym razem mnie oczarował. Nawet Kazimierz, który mnie nigdy nie zachwycał. Miejsc, które chciałam odwiedzić było mnóstwo, ale na szczęście lub nie, trafiłam pierwszego dnia do Zazie Bistro i wpadłam jak śliwka w armagnac (dwukrotnie!).

Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Ciepły wieczór, tłumy w knajpach, oniryczna aura (jak mówi moja przyjaciółka:)... Kierunek Francja w wydaniu polskim... Ryzyko – tym razem z happy endem. Miejsc nie było, przeczekaliśmy w przedziwnej kawiarni obok, żeby za chwilę odpłynąć w gwarze podobnym do tych, za którymi tęsknimy zawsze po wyjeździe z Paryża. Karta zachęcająca: ślimaki, boeuf bourguignon, pierś z kaczki, fois gras, sałata z kozim serem... Po resztę odsyłam do linków. Spróbowaliśmy ślimaków w sosie winno-śmietanowo-grzybowym. Przysięgam, że chciałam wylizać talerz – uratowała mnie bagietka. Wątróbki cielęce dla mnie za twarde, choć smak OK, jak dla kogoś kto nie przepada za wątróbką w ogóle. Potem był przebój: lucjan w sosie śmietanowo-estragonowym. Do niego idealne dodatki, trochę tagliatelle, trocję marchewki i cukinii we wstażkach i sałata zielona bez cebuli i kukurydzy! Uwaga na porcje, ogromne... 2 przystawki i danie główne zjedliśmy wyłącznie z łakomstwa.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Pomogło karafkowe rosé i trochę creme de cassis.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Na stole na pewno stanie przed Wami chateau de la pompe i dylemat pod koniec wieczoru, jak zmieścić deser i dlaczego nie wolno go pominąć.

Zdecydowanie polecam tartę czekoladowo-kasztanową. Na pewno nie jest do zjedzenia na raz... Obsługa urocza, stoliki przy oknach latem obowiązkowe (konieczna rezerwacja), pusty żołądek i dużo czasu.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Do tego ceny! Rewelacyjna relacja do jakości i ilości (dania głowne 20-35 zł). I wreszcie formuła bistro – forma niezobowiązująca, pomiędzy jedzeniem w domu z przyjaciółmi, a restauracją.
Co do wystroju i atmosfery odsyłam do trafnej recenzji  mojego nowego idola, Wojciecha Nowickiego. I tu znowu dygresje fotograficzne... Autor recenzji popełnił dwie ważne pozycje: "Stół jaki jest" i "Dno oka. eseje o fotografii" ( ta druga nominowana była do Nike!). Polecam obie, póki są do kupienia.

Wiadomość dla Warszawiaków przywiązanych do Placu Zbawiciela: Charlotte już dotarła do Krakowa, na plac owszem, lecz Szczepański. Ominęłam szerokim łukiem, tak jak warszawski oryginał, zniechęcona przerostem formy nad treścią, szczególnie w postaci kanapek pokazowych pod kloszem... Choć w kwestiach rozwoju kultury wizualnej narodu, Charlotte zdecydowanie plasuje się na szczycie listy edukacyjnej i choćby z tego względu warto w niej bywać. Krakowska wersja naprawdę zachwyca.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Wypróbowałam też na Krupniczej, na przeciwko kultowej Karmy (wegetariańska i z kawą organic), Yellow Dog (dla miłośników kuchni azjatyckiej: tajskiej i indochińskiej - wietnamska nie przechodzi mi przez klawiaturę). Polecam sos satay i fondant au chocolat z chilli... Jadłam też Pad Thai, choć musiałam podrasować sosem satay, osiągnęłam na chwilę pełnię szczęścia. Resztę wypróbuję przy kolejnej wizycie. Chciałam pożreć 95% pozycji z menu.

Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Robiłam zakusy na kultowe hamburgery w Love Krove i Moa Burger i kebab w Sami Am Am (niestety agresywne zachowanie właściciela lub jego wspólnika na widok aparatu po drugiej stronie ulicy odstraszyło mnie od nich na dobre). Weszłam też na zupę do Dynii, ale poza ogródkiem jak z filmu, nie byłam zachwycona. Jeśli na drinka, to na pewno miejsce jest świetne.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
 Na koniec nowe Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, ze świetnym logo i ciekawą kawiarnią.  
 Ostatnio sporo dyskusji na temat praw do materiałów z blogów kulinarnych. Ten wpis (wybór zdjęć, pisanie, linkowanie!) zajął mi trzy godziny, a powinien pięć. Tworzenie przepisów zajmuje jeszcze więcej. Trzymam kciuki za Liskę i mam nadzieję, że będzie jakiś przełom w poszanowaniu pracy blogerów, nawet jeśli same przepisy nie są chronione prawem autorskim.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA

July 19, 2012

PRZEGLĄD PRASY NA LATO

Trochę na walizkach, trochę rozproszona zmiennością pogody wreszcie usiadłam, żeby przejrzeć kilka magazynów, choć jeszcze mało dogłębnie.

JAMIE MAGAZINE Numer 30 lipcowo-sierpniowy
Na okładce Jamie z wielkim lodem imitującym pochodnię olimpijską. Fajny pomysł. Tym razem nie Lord Loftus:)
Poza tym wszędzie króluje piknik i grill.
 Ale nie tylko: fajne pomysły na sałatki, na dania z makaronem ryżowym i świetny artykuł z przepisami z użyciem japońskich ingrediencji w domu i coś wybitnie dla mnie czyli sosy. Z zazdrością przeczytałam też o warsztatach letnich Bertineta. Zdecydowanie jeden z ciekawszych numerów tego roku. Ale najważniejszy dodatek. Jamie frontem do gości olimpijskich popełnił mały dodatek o kulinarnym Londynie (mini-gazetka, ale pięknie zaprojektowana i dobrze, że cienka, bo wreszcie będę mogła spróbować prawie wszystkiego jak pojadę następnym razem).

FOOD & FRIENDS (numer 3. czerwiec-lipiec)

Też grill, ale jak zawsze oryginalnie. W szkole gotowania m. in.: podgarycznik, pokrzywa, szparagi i smardze w szwedzkim wydaniu. Artykuł o serach z wiżajn, trochę o Gruzji i strona o naszych skromnych warsztatach FOTOKULINARIA. Jak zawsze wizualnie fajnie i choć, jak niektórzy piszą "dla snobów", z przyjemnością otworzę kolejny numer. ;)

SLOW "Szkoda czasu na pośpiech. Magazyn ludzi świadomych" – numer 2
Pierwszy raz trzymam w ręku ten magazyn choć ten autorski projekt jest realizowany od grudnia 2010 roku. Nie wiem jak mogłam na to nie trafić wcześniej! Świetnie wpisuje się w obecne trendy zwolnienia tempa. Dla mnie, co najważniejsze szata graficzna na światowym poziomie (dyr. kreatywna Anna Jasińska). Ponieważ bliska mi jest kultura wizualna rodaków, bardzo się cieszę, że coś się na naszym gruncie rusza. Tematyka przeróżna, lecz wszystko powoli. W magazynie jest dział appétit, a w nim trzy artykuły:

O KULINARNEJ SPUŚCIŹNIE POKOLEŃ – krótka historia polskich wpływów kulinarnych i obecnych trendach w skali makro
PRZY WSPÓLNYM STOLE – o alternatywach dla restauracji, klubach kolacyjnych i życiu towarzyskim wokół kulinariów
MLECZNA PROPAGANDA – o mleku – mity i fakty

HAUTE CUISINE – o kuchni molekularnej i korzeniach ekspermentów kulinarnych; bardzo ciekawy!
Będę miała SLOW na oku ;)

July 14, 2012

PSTRĄG NA LATO



Zrobiłam się zioło–monotematyczna. KOLENDRA KOLENDRA KOLENDRA. Mam na jej punkcie obsesję. Od miesiąca robię ryby wyłącznie z tym połączeniem. Oszalały warzywnik sprzyja monotonii. Kwiaty cukinii więdną. Brakuje mi kogoś kto ich pragnie tak bardzo, żebym chciała się dla niego (niej) pokłuć kolcami łodyg. :)

PSTRĄG Z SALSĄ ZE ŚWIEŻYCH ZIÓŁ, POMIDORA I CYTRYNY
(przepis własny)

• dwa świeże pstrągi, całe, wypatroszone
• pęczek kolendry
• 10 listków mięty
• pół pęczka koperku
• 1/2 młodego pora (tylko białą część)
• 1 ząbek czosnku (2 dla miłośników lub singli)
• skórka z 1 cytryny
• sok z 1 cytryny
• sól morska
• 1 limonka
• 3 łyżki oleju z pestek winogron aromatyzowanego cytryną (lub oliwy)
• garść pomidorków koktajlowych lub duży pomidor malinowy

ETAP I:
–  zioła posiekać i podzielić na 2 części
–  blachę wyłożoną folią aluminiową posmarować oliwą i posypać grubą solą morską (odrobinę)
– połowę ziół i pokrojonych pomidorów ugnieść z wyciśniętym czosnkiem, sokiem i skórką z cytryny, 2 łyżkami oleju i drobno pokrojonym porem* 
– dodać tyle soli, żeby zrównoważyła kwas cytryny
– nadziewać ziołami rybę i włożyć trochę pod nią i na wierzch na blasze
– przed włożeniem do piekarnika posolić odrobinę rybę na wierzchu
– piec w 210 C przez ok 15 minut ** 

* (używam dużego moździerza - uwaga cytryna wytrawia kamień i ciemny kamienny moździerz robi się biały)
** ryba musi być upieczona, ale na tyle lekko, żeby mięso odchodziło łatwo od ości


ETAP II (sos zimny):

– połowę ziół, pomidorów i sok z limonki oraz 1 łyżkę oleju lekko ugnieść w moździerzu
– posolić tyle aby równoważąc kwas limonki

Rybę podaję z zimnym sosem i dobrą bagietką lub orientlną surówką z marchwi (wkrótce na blogu – oczywiście z kolendrą :).
Tej marynaty można też użyć na filety (jak na zdjęciu), choć zdecydowanie lepsze są całe ryby. 

July 10, 2012

KAZIMIERZ DOLNY - SPOTKANIE Z AUTORAMI SZATY GRAFICZNEJ "KUCHNI ŻYDOWSKIEJ BALBINY PRZEPIÓRKO"

Jutro krótki wypad do Kazimierza Dolnego. Nigdy nie byłam wielką fanką tego miejsca. Najbardziej lubię małą oazę Mięćmierz, dobrze schowaną przed tłumem turystów. Nie będę miała wiele czasu na kulinarną eksplorację, ale jeśli ktoś zna miejsca z duszą, poproszę ;)

A tych, którzy właśnie tam spędzają wakacje lub mieszkają, zapraszam na spotkanie z autorami szaty graficznej książki KUCHNIA ŻYDOWSKA BALBINY PRZEPIÓRKO. Szczegóły na zaproszeniu.
11 lipca (środa) godzina 16, Dom Architekta, Kazimierz Dolny.

July 5, 2012

DEBIUT WARZYWNICZY

To jest mój pierwszy sezon we własnym ogrodzie, który jeszcze w połowie nim nie jest. Mam klęskę urodzaju... I obiecuję, że już nigdy, po przeczytaniu etykiety na nasionach, nie pomyślę: "rozstaw roślin 30x40 cm... zwariowali? Przecież to nigdy takie wielkie nie będzie..." I tak, mam co chciałam: gąszcz pomidorów, dżunglę liści cukinii i wielowarstwą uprawę, w której przetrwają tylko najwyżsi i najsilniejsi... Na szczęście zioła świetnie sobie radzą i będzie w tym roku sporo nalewki werbenowej. I zaczynam sezon na kwiaty cukinii...

Za rok odrobię lekcje uważniej i z większym zaufaniem do roślinnych instrukcji obsługi.

Jedno się sprawdziło w tym roku:
ziemia z obornikiem to jedyny sposób na dobre i bujne warzywa. Podobno dzięki temu mają smak... I słońce, którego na pewno im nie brakuje. 


July 2, 2012

ZUPA RYBNA I PRZYJACIELE OD KUCHNI


Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Z powodu licznych podróży służbowych, które wynoszą mnie czasem na wiele miesięcy poza moją kuchnię, nauczyłam się gotować tylko dla siebie, kupować butelkę wina i sączyć ją 5 wieczorów.
I choć ta umiejętność bardzo mi ułatwiła rozłąkę z domem, nic nie zastąpi przyjaciół przy stole. Takich jak Ci najbliżsi, którzy sami gotują jak mistrzowie i umieją reagować na ten rodzaj TFUrczości. Czasem myślę, że jesteśmy nieźle świrnięci – rozmawiamy non stop o gotowaniu, wszystko się wokół tego kręci. Orientuję się, że to nie jest normą, gdy przy stole lub w domu są goście, którzy choć doceniają i bardzo cieszą się wspólnym celebrowaniem posiłków, nie mówią o tym 15 godzin na dobę.

Mam ogromne szczęście do przyjaciół "od kuchni", tym bardziej, że nie są to ich jedyne walory. Gotowanie dla bliskich jest jak wyznanie im czegoś więcej niż tylko zaspokojeniem głodu.
– "Zrobiłam zupę rybną dla 4 osób, wpadniecie?"
– "Chętnie ale jem jak za dwóch"...
– "Starczy ;) Mam jeszcze chleb, pasztet i sernik pomarańczowy do recenzji..."

Będą po kinie. I dobrze, że mieszkamy coraz bliżej.
Myślimy już o wspólnej książce o przyjaźni od kuchni :)

ZUPA RYBNA DLA CZWORGA
(przepis własny)

• 500 g filetów ryb morskich
• 2 garści małż
• sok i skórka z jednej dużej cytryny
• 3 marchewki
• garść świeżego cukrowego groszku
• 1 młoda cebula
• 3 ząbki czosnku
• 2 pomidory
• łyżeczka cukru trzcinowego
• sól (płaska łyżeczka, ale lepiej niedosolić i sprawdzić na końcu)
• 3 łyżki oliwy cytrynowej
• pół pęczka kolendry
• pół pęczka pietruszki
• łyżka posiekanej bazylii cytrynowej
• 1 litr bulionu rybnego**

– w dużym głębokim rondlu lub woku podgrzać oliwę cytrynową
– lekko poddusić czosnek (w plasterkach) z cebulą (w piórkach) i marchewką (w plastrach)
– dodać groszek, pomidory bez skórki (pokrojone w dużą kostkę), cukier, sól morską (grubą)
– po 10 minutach wrzucić rybę i małże i dusić na większym ogniu delikatnie mieszając ok. 5 minut*
– dodać drobno startą skórkę i sok z cytryny, połowę posiekanych ziół
– zalać gorącym bulionem rybnym i po minucie gotowania powinno być gotowe
– sekundę przed podaniem dorzucić resztę ziół
– po zagotowaniu z bulionem sprawdzam czy nie brakuje soli lub cytryny i jeśli trzeba dodaję
– dla miłośników ostrości, można dodać (na etapie pomidorów) drobno posiekaną zieloną papryczkę
– najlepiej podawać natychmiast
* Małże muszą być świeże (te otwarte przed gotowaniem, należy wyrzucić, a te które się nie otworzą po gotowaniu, też usunąć)
** Gotuję go na zapas i mrożę, aby mieć w pogotowiu

Copyright • Margotka • ILLUCUCINA

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popular Posts