September 18, 2012

BERLIN, FOTOGRAFIA, MODA i 100 LAT


Dzisiaj zdecydowanie nowości z działu ILLU. Mam tak dużo pracy, że nie wyrabiam się zupełnie z wpisami, a wrażeń mam na kilka tygodni. W sobotę też kolejne fotokulinaria, a ja wciąż nie mogę się zdecydować co ugotować uczestnikom. Żywienie zbiorowe jest wielkim wyzwaniem, szczególnie grupy o wyrafinowanym podniebieniu. Planuję w sobotę rano mój targ. Zamówiłam już pomidory u rolnika i  na pewno będzie coś w czerwieni.

Berlin, to jedno z moich ulubionych miast na kulturalne wypady weekendowe. Tak też było tym razem. Mimo skrupulatnych notatek, kompletnie pomyliłam godziny otwarcia Martin Gropius Bau i przegapiłam, podobno świetną, wystawę Diane Arbus. Dla tych, którzy są na miejscu i jeszcze nie zobaczyli – wystawa czynna do 24 września.

W Camera Work, którą bardzo lubię jako miejsce,  wystawa Romney Müller-Westernhagen, żony niemieckiej wersji Stana Borysa. Niestety fotografie  daleko odbiegały od poziomu prezentowanych tam zwykle prac. Na szczęście wkrótce zmiana ekspozycji.

Perełką absolutną okazały się dwie główne wystawy miejscu bardzo ważnym na fotograficznej mapie Berlina, Co-Berlin. Edward Burtynski (niestety wystawa już zamknięta), artysta pochodzący z Kanady, którego prace świetnie imitują realistyczne malarstwo i zupełnie były przeze mnie dotychczas ignorowane. Błąd! Burtynski od lat, dokumentuje krajobrazy industrialne, miejskie, ale też przyrodę (co odkryłam dopiero podczas wystawy). Duże wydruki, które robią naprawdę piorunujące wrażenie nie były z pewnością przerostem formy nad treścią. To przykład artysty, bardzo konsekwentnego, który w całej swej twórczości opisuje cenę naszych współczesnych wygód, którą  płaci za nas matka natura. Paradoks polega na tym, że obrazy autora są tak piękne i estetyczne, że nie postrzegamy ich jako odwzorowanie swojego niszczenia świata. Mało tego, chętnie patrzyłabym na wielki parking pod supermarketem powieszony w moim pokoju... Wystawa jest jedną z niewielu z dziedziny fotografii, które tak bardzo oddziaływują w oryginale. Tego co widziałam w galerii nie odda żaden album, wirtualne muzeum, ani galeria prac w internecie. Podobne odczucia miałam tylko raz, po obejrzeniu wystawy Ivana Pinkavy w praskim Rudolfinum w 2004 r. To trochę tak jak z genialną literaturą, która istnieje w pełnym wymiarze tylko w swoim medium i nie da się z niej zrobić dobrego filmu (najlepszym przykładem jest "Nieznośna lekkość bytu" Kundery, zmasakrowana w 1988 przez Philipa Kaufmana (reżysera Indiana Jones!). Czytając tę książkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że nie da jej się przełożyć na film. I na razie się nie udało ;)

Erwin Blumenfeld. American Vogue. March 1945 © Conde Nast
CO-BERLIN w sezonie letnim zapewniło wyjątkowe atrakcje. W połowie sierpnia otwarto tam wystawę 100 lat fotografii mody od Man Raya do Mario Testino. Wystawa otwarta do 28 października jest absolutnym "must see", nawet jeśli będzie trzeba się wybrać specjalnie w tym celu do stolicy Niemiec. Swoją drogą kulinarnie bardzo interesującej, więc nie powinien to być wyjazd stracony. W kilku salach obejrzeć możemy obrazy z lat dwudziestych, potem odkryć lata czterdzieste, które zrobiły na mnie piorunujące wrażenie, aż do czasów współczesnych. Przeskok z mało kreatywnego odwzorowania rzeczywistości, w niezwykle graficzne koncepcje obrazu z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, gdzie moda była inspiracją, pretekstem do stworzenia prawdziwych graficznych dzieł, takich jak zdjęcia: Erwina Blumenfelda z 1945 roku i Clifforda Coffina z 1949 roku.
Clifford Coffin. American Vogue. June 1949 © Conde Nast
Takiej kreatywności już chyba nigdy potem nie było w świecie fotografii mody i patrząc na wysiłki obecnych twórców, szybko się nie powtórzą. Moda jest zupełnie poza moimi zainteresowaniami, a jednak, wystawę tę uważam za jedną z najlepszych jakie widziałam. To niepowtarzalna okazja, aby zobaczyć Man Raya, Edwarda Steichena, Irvinga Penna, Diane Arbus, Alberta Watsona, Petera Lindberga, Helmuta Newtona i wiele innych legend fotografii oraz kilka bardzo starych wydań Vouge'a. Ta wystawa to też dowód na to jak bardzo spadła jakość projektowania, konceptu i kanonu kobiecego piękna... im bliżej naszych czasów tym gorzej.

Wrzesień to piękny miesiąc na weekend w Berlinie. Przy okazji można poszwędać się w okolicach Kolvitz Platz na Prenzlauer Bergu, a na Mitte pójść do słynnego Monsieur Vuonga lub  wypić drinka na tyłach industrialnych budowli w ekskluzywnym klubie nocnym i niezłej restauracji Spindler un Klatt nad rzeką w dzielnicy Kreuzberg.
© Margotka • Illucucina
800 metrów od niej jest bardzo alternatywna w wyglądzie i ze znakomitym jedzeniem, włoska restauracja "w stylu Kreuzberg", Die Goldene Hahn. Otwarta tylko wieczorami. Rezerwacja bardzo wskazana.

CO-BERLIN w budynku starej poczty na Mitte obok pięknej synagogi
Postfuhramt
Oranienburger Straße 35/36
10117 Berlin

Pozostałe adresy pod linkami w tekście. 

Zdjęć tym razem niewiele, ale nie na fotografii świat stoi :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popular Posts