July 25, 2012

O FOTOGRAFII KULINARNEJ, RODCZENCE I KRAKOWSKIM MONTMARTRE

To był bardzo intensywny weekend. Pokonałam parę fobii: przed jazdą samochodem po Polsce (4h20 z Warszawy do Krakowa bez przekraczania prędkości) i francuską kuchnią poza jej ojczyzną.

Zanim o CUCINA dzisiaj sporo słów i inspiracji z działu ILLU.

Wystawa REWOLUCJA W FOTOGRAFII Rodczenki w Muzeum Narodowym w Krakowie. Czynna tylko do 19 sierpnia 2012. Pozycja obowiązkowa. Co ma wspólnego Rodczenko z fotografią kulinarną? Przypuszczam, że dla wielu nic. Jednak po sobotnich warsztatach fotograficznych dla blogerów kulinarnych, jest właściwie ich podsumowaniem. Leszek Szurkowski skupił się na warsztatach na dwóch zagadnieniach uniwersalnych dla każdego tematu fotograficznego: świetle i kompozycji. Ta druga właśnie jest bohaterką wystawy Rodczenki. Chodziliśmy po wystawie, dzieląc obrazy diagonalnymi kreskami i podziwiając perfekcyjną geometrię obrazu. Wiele jest oporu wsród amatorów, do stosowania zasad kompozycji obrazu przy fotografowaniu. Obserwujemy go nawet wśród studentów  wydziałów fotografii, gdzie brak opanowanego warsztatu zasłania się emocjami... W fotografii kulinarnej tuszuje się go stylem, argumentem apetyczności, autentyczności... A jedno, drugiego nie wyklucza. Punkt widzenia, kompozycja barwna, świetlna i linearna to nic więcej jak psychofizjologia widzenia. Powrót do natury, który pozwala oku na komfortowe obcowanie z obrazem. To trochę tak jak w matematyce: są warunki konieczne lecz niewystarczające. Tak jest z warsztatem fotografującego, jest on warunkiem koniecznym pełnej komunikacji z odbiorcą. Można jednak posiąść perfekcyjnie wiedzę o wykonywaniu fotografii, praktykować całe życie i nie mieć talentu i gustu. Ten ostatni nabywamy od dziecka, mając większe lub mniejsze predyspozycje. Wychowujemy się w danej kulturze wizualnej (w naszym przypadku w szarości i brudzie, w kontraście do chaosu billboardów, tandentnych szyldów, reklam i książek, a jednocześnie otoczeni jeszcze w miarę dziewiczą piękną przyrodą, która najlepiej uczy nas wiedzy o obrazie). Zawsze zazdrościłam Anglikom, Francuzom i Włochom ich dziedzictwa wizualnego. Nie mogę się napatrzeć na szyldy prostych rzemieślników we Francji, które wyglądają jak najlepsze projekty w naszym kraju... Na szczęście podróżujemy, oglądamy coraz więcej dobrych przykładów i przenosimy je na nasz grunt. Odgrzebujemy też wspaniałe przykłady z naszej historii wizualnej i publikujemy o niej książki (polecam pozycję wydawnictwa Karakter "Nie gęsi"). Coraz więcej u nas pięknych projektów, którymi poszczyciłyby się najlepsze studia graficzne w Londynie czy Nowym Jorku. Mam nadzieję, że nasza kultura wizualna rozwinie się w tempie budowy dróg w ostatnim roku :)
Fot. Sally Mann • Materiały prasowe Muzeum Etnograficznego w Krakowie
Dla miłośników fotografii, jeszcze tylko 4 dni na obejrzenie wystawy Sally Mann. Autorka, która jest dla mnie w pierwszej trójce najciekawszych artystów posługujących się fotografią, od wielu lat uwiecznia na wielkoformatowych kliszach swoją rodzinę i miejsce, w którym żyje. Jej album "Immediate family" oglądałam sto razy i nigdy nie mam dość. Na wystawie w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, można obejrzeć cząstkę jej serii rodzinnej, obrazów przyrody, w której żyje autorka i ostatnich portretów oryginalnie wykonanych techniką mokrego kolodionu. Wystawa niestety nie przybliża sylwetki autorki. Ogólna informacja na planszy zawiera puste sformułowania o światowych wystawach. Przed pójściem do Muzeum Etnograficznego warto obejrzeć dokument "What remains", który powstał o Sally Mann kilka lat temu. Jest na YouTube w kilku częściach i bardzo go wszystkim polecam. Autorka jest ginącym gatunkiem artysty organicznego, jednocześnie wspaniale pokazuje związki człowieka z naturą.

Tyle o  ILLU, czas na CUCINA.

Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Kraków tym razem mnie oczarował. Nawet Kazimierz, który mnie nigdy nie zachwycał. Miejsc, które chciałam odwiedzić było mnóstwo, ale na szczęście lub nie, trafiłam pierwszego dnia do Zazie Bistro i wpadłam jak śliwka w armagnac (dwukrotnie!).

Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Ciepły wieczór, tłumy w knajpach, oniryczna aura (jak mówi moja przyjaciółka:)... Kierunek Francja w wydaniu polskim... Ryzyko – tym razem z happy endem. Miejsc nie było, przeczekaliśmy w przedziwnej kawiarni obok, żeby za chwilę odpłynąć w gwarze podobnym do tych, za którymi tęsknimy zawsze po wyjeździe z Paryża. Karta zachęcająca: ślimaki, boeuf bourguignon, pierś z kaczki, fois gras, sałata z kozim serem... Po resztę odsyłam do linków. Spróbowaliśmy ślimaków w sosie winno-śmietanowo-grzybowym. Przysięgam, że chciałam wylizać talerz – uratowała mnie bagietka. Wątróbki cielęce dla mnie za twarde, choć smak OK, jak dla kogoś kto nie przepada za wątróbką w ogóle. Potem był przebój: lucjan w sosie śmietanowo-estragonowym. Do niego idealne dodatki, trochę tagliatelle, trocję marchewki i cukinii we wstażkach i sałata zielona bez cebuli i kukurydzy! Uwaga na porcje, ogromne... 2 przystawki i danie główne zjedliśmy wyłącznie z łakomstwa.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Pomogło karafkowe rosé i trochę creme de cassis.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Na stole na pewno stanie przed Wami chateau de la pompe i dylemat pod koniec wieczoru, jak zmieścić deser i dlaczego nie wolno go pominąć.

Zdecydowanie polecam tartę czekoladowo-kasztanową. Na pewno nie jest do zjedzenia na raz... Obsługa urocza, stoliki przy oknach latem obowiązkowe (konieczna rezerwacja), pusty żołądek i dużo czasu.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Do tego ceny! Rewelacyjna relacja do jakości i ilości (dania głowne 20-35 zł). I wreszcie formuła bistro – forma niezobowiązująca, pomiędzy jedzeniem w domu z przyjaciółmi, a restauracją.
Co do wystroju i atmosfery odsyłam do trafnej recenzji  mojego nowego idola, Wojciecha Nowickiego. I tu znowu dygresje fotograficzne... Autor recenzji popełnił dwie ważne pozycje: "Stół jaki jest" i "Dno oka. eseje o fotografii" ( ta druga nominowana była do Nike!). Polecam obie, póki są do kupienia.

Wiadomość dla Warszawiaków przywiązanych do Placu Zbawiciela: Charlotte już dotarła do Krakowa, na plac owszem, lecz Szczepański. Ominęłam szerokim łukiem, tak jak warszawski oryginał, zniechęcona przerostem formy nad treścią, szczególnie w postaci kanapek pokazowych pod kloszem... Choć w kwestiach rozwoju kultury wizualnej narodu, Charlotte zdecydowanie plasuje się na szczycie listy edukacyjnej i choćby z tego względu warto w niej bywać. Krakowska wersja naprawdę zachwyca.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Wypróbowałam też na Krupniczej, na przeciwko kultowej Karmy (wegetariańska i z kawą organic), Yellow Dog (dla miłośników kuchni azjatyckiej: tajskiej i indochińskiej - wietnamska nie przechodzi mi przez klawiaturę). Polecam sos satay i fondant au chocolat z chilli... Jadłam też Pad Thai, choć musiałam podrasować sosem satay, osiągnęłam na chwilę pełnię szczęścia. Resztę wypróbuję przy kolejnej wizycie. Chciałam pożreć 95% pozycji z menu.

Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Robiłam zakusy na kultowe hamburgery w Love Krove i Moa Burger i kebab w Sami Am Am (niestety agresywne zachowanie właściciela lub jego wspólnika na widok aparatu po drugiej stronie ulicy odstraszyło mnie od nich na dobre). Weszłam też na zupę do Dynii, ale poza ogródkiem jak z filmu, nie byłam zachwycona. Jeśli na drinka, to na pewno miejsce jest świetne.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
 Na koniec nowe Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, ze świetnym logo i ciekawą kawiarnią.  
 Ostatnio sporo dyskusji na temat praw do materiałów z blogów kulinarnych. Ten wpis (wybór zdjęć, pisanie, linkowanie!) zajął mi trzy godziny, a powinien pięć. Tworzenie przepisów zajmuje jeszcze więcej. Trzymam kciuki za Liskę i mam nadzieję, że będzie jakiś przełom w poszanowaniu pracy blogerów, nawet jeśli same przepisy nie są chronione prawem autorskim.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popular Posts