Mój blog prawie zamarł. Praca wciągnęła mnie tak samo jak kiedyś gotowanie i fotografowanie.
Na wszystko jest czas. Idę teraz za intuicją i na razie mnie nie zawodzi.
Po Berlinie wylądowałam na 4 dni w domu. W tym czasie upiekłam 4 chleby, 4 makowce, zrobiłam ulubioną zupę grzybową mojej Mamy, rybę w domowej wędzarni, kompot z suszu z kardamonem, goździkami i anyżem. Spędziłam kameralną Wigilię z bardzo skromnym menu, na przekór polskiej tradycji, a jakże! Obejrzałam film, który najlepiej nastraja mnie na święta "To właśnie miłość" (Love Actually).
A wczoraj spakowałam walizkę i poleciałam dalej w świat. Kierunek Paryż. Jest pięknie. Na Place de la Concorde znów stoi wielkie koło całe w białych światłach. Wprawdzie znów będę dużo pracować, ale spróbuję odwiedzić wieczorem Boulevard Haussman i sprawdzić małe teatrzyki dla dzieci na wystawach Galerie Lafayette i Le Printemps. Mieszkam w sercu Saint Germain des Pres. Mam pod nosem Pierre'a Marcolini i Gerarda Mulot. Nie znam drugiego miasta tak pięknego jak Paryż. La vie est belle. Czego i Wam życzę. Spokojnych poświąt :) Lepiej późno niź później.
Ponieważ na emigracji nie mam za bardzo czasu na ślęczenie w kuchni, wymyślam ciasta szybkie i łatwe. Wypróbowałam pierwszy raz gotową masę makową. Miła niespodzianka. Wystarczy ją lekko podkoloryzować pomarańczową nutą. Przepis dla tych co pościli całe święta i nie mają jeszcze dosyć słodyczy :)
MAKOWIEC EKSPRESOWY
(przepis własny)
Porcja na 4 średnie makowce
ciasto drożdżowe:
4 jaja (całe)
130 g cukru
100 ml śmietanki kremówki 30%
150 ml mleka
6 g suszonych drożdży
130 g masła
650 g mąki pszennej
• jaja utrzeć z cukrem
• droższe rozpuścić w ciepławym mleku i śmietance
• dolać do jajek z cukrem
• dodać mąkę i wyrobić ciasto
• dodać roztopione masło i ręką delikatnie wgnieść je w ciasto
• odstawić pod szmatką do wyrośnięcia
2 puszki masy makowej z bakaliami
1 paczka skórki pomarańczowej
garść rodzynek
likier pomarańczowy
• rodzynki zalać likierem pomarańczowym i podgrzać - odstawić żeby nasiąknęły likierem
• masę makową wymieszać ze skórką pomarańczową i rodzynkami
• wyrośnięte ciasto podzielić na 4 części (mniej więcej jedna garść na 1 makowiec) - mnie zostało jeszcze ciasta na 4 małe drożdżówki z serem.
• podsypać mąką i rozwałkować (ja robię ciasto bardzo cienkie)
• rozłożyć masę na cieście, zawinąć trzy boki do środka i zwinąć dość ściśle
• makowce wyłożyć na papier do pieczenia w keksówkach, żeby się za bardzo nie rozlazły, zawsze zawiniętą stroną na dół (mniejsza szansa, że się otworzą)
• wierz smaruje jajkiem z mlekiem
• piec ok 45 minut w 180 stopniach na termoobiegu
A dla tych, którzy nie uznają półśrodków, mój stary ulubiony przepis na rogale z białego maku i marcepanu.
A bientot!
December 26, 2012
November 17, 2012
CHLEB CYTRYNOWO-ŻURAWINOWY
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Międzynarodowe święto chleba dawno za nami. Zamiast relacji z paryskiego Salon du Chocolat, chleb, który wymyśliłam właściwie od zera, właśnie w Święto Chleba. To jednak dowód na to, że inspiracje mogą przyjść z kierunku zupełnie nietypowego. Długo szukałam tematu dla chleba, który będzie zupełnie inny niż wszystko co do tej pory jadłam. Tym razem zaczęło się od kosmetyku: cytrynowo–żurawinowy scrub cukrowy Pat&Rub. Co może się stać w kuchni po wyjściu z łazienki :)
CHLEB CYTRYNOWY Z ŻURAWINĄ I JOGURTEM
przepis własny
70 g czynnego zakwasu (użyłam żytniego, ale może lepszy będzie pszenny)
450 g mąki special pizza Napoli (można zastąpić pszenną chlebową)
300 g mąki pszennej
18 g soli
180 g jogurtu naturalnego
120 g mleka
250 g ciepławej wody
4 g suszonych drożdży
skórka z jednej dużej cytryny
70 g miodu
100 g suszonej żurawiny
• składniki dokładnie wymieszać
• odstawić pod przykryciem na pół godziny
• przełożyć na blat wysypany mąką
• uformować bochenek jak na zdjęciu (składamy 4 strony do środka, odwracamy do góry nogami, formujemy okrągły bochenek)
• bochenek przekładamy do koszyka lub garnka podobnego gabarytami do tego w którym będziemy piec chleb*
• naczynie powinno być na tyle głębokie, żeby móc garnek przykryć – gwarantuje to ładne wyrastanie
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
• gdy chleb wyrośnie przekładamy chleb z papierem do żeliwnego garnka nagrzanego do 250 C (ok. 20 minut w piekarniku)
• wierzch można naciąć na wierzchu na przykład w kratkę
• chleb w moim piekarniku piecze się ok 50 minut w 230 stopniach (w garnku żeliwnym z przykrywką)
* od dawna wykładam naczynie do wyrastania papierem do pieczenia, tak aby móc łagodnie przełożyć wyrośnięty chleb do nagrzanego garnka
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Przeglądając kilka blogów w Międzynarodowe Święto Chleba, najbardziej zaskoczyła mnie znowu Monika (i czuję, że dopiero się rozkręca:). Przy jej chlebie konopnym, ja wyglądam jak konserwatysta roku :)
A tutaj moja inspiracja Made in Poland ;)
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
October 29, 2012
JESIENNY PARYŻ
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
W tym samym miejscu można obejrzeć wystawę Alice Springs, czyli żony Helmuta Newtona.
Największym wydarzeniem jest jednak wystawa Edwarda Hoppera.
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Po wystawach zawsze warto kupić makaroniki lub choćby pain au chocolat - pistache w LA DUREE
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Poprzednie wpisy związane z Paryżem znajdziecie tutaj. Niestety moja ulubiona restauracja L'Annexe de Montmartre została przejęta przez dwie dziewczyny. Ceny ani dania nie przypominają już tych u dwóch uroczych chłopaków... Strona internetowa też już nie zachęca. Czas na nowe odkrycia...
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
![]() | ||||
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
October 23, 2012
GULASZ Z JAGNIĘCINY Z CIEMNYM PIWEM
Nie wyrabiam się zupełnie. Mam ok. 3000 niewywołanych zdjęć. Zanim je wezmę na warsztat będzie zima. Dlatego bez zbędnego komentarza, relacja z zaległych warsztatów z Tomkiem Jakubiakiem (podobno znanym kucharzem z tv – ja nie znam za bardzo, bo telewizora nie posiadam :) i Maciejem Chołdrychem – sensorykiem i trenerem piwnym. Organizatorem warsztatów był producent piwa Książęce.
Warsztaty odbyły się w SmArt Studio przy ul. Hożej w Warszawie. Nawet nie wiedziałam o jego istnieniu. Świetny klimat i duża fotogeniczność.
Piwo jest u mnie na jednym z ostatnich miejsc napojów bardziej lub mniej rozluźniających. W miarę dojrzewania oswajam się powoli z piwem pszenicznym, szczególnie w upały, które minęły na czas jakiś, zapewne dłuższy niż krótszy. Do piw innych niż pszeniczne nie przekonałam się nadal. Od dziecka nie lubię goryczy, pszeniczne na szczęście jej nie ma za wiele.
Czego się dowiedziałam o tym gatunku...
Na przykład, tego że piwo po "kręceniu szklanką" przez ok. 20 sekund odkrywa przed nami wyraźnie wyczuwalne nuty zapachowe (np. cytrusy). Że pszeniczne pieni się bardzo, bo pszenica ma inny układ białek. Że nadaje się świetnie do wędzonych przystawek (np. sera wędzonego). Ja zawsze lubiłam je do ostrych potraw, acz znawca polecał do nich Lagera Czerwonego. Ot niespodzianka. Również temperatury serwowania piwa różnią się w zależności od gatunku. Najchłodniejsze podaje się piwo pszeniczne: ok. 1,4 st. C, Czerwony Lager 2,5 st C, a najmniej schłodzone piwo ciemne: 4,7 st C.
To ostatnie piwo interesowało mnie jednak w zupełnie innych celach niż gaszenie pragnienia. Jednym z moich ulubionych ciast jest piernikowa babka na Guinessie. Jadłam ją w kilku wydaniach zrobioną przez Liskę. Z pewnością wypróbuję Ciemne Łagodne w tym przepisie. Chyba, że ktoś zrobi to przede mną i podzieli się doświadczeniem.
Po degustacji płynów zaczęło się ostre gotowanie według przepisów Tomka Jakubiaka. Ile osób tyle potraw. Zdecydowanie za dużo. Ani nie dało się wszystkiego spróbować, ani podpatrzeć co gotują inni. Wybrałam sobie na warsztat gulasz jagnięcy duszony w ciemnym piwie z dodatkiem ziaren kawy. To był pierwszy wykonany gulasz w moim życiu. Mięsa wolę zdecydowanie w krótkiej obróbce termicznej. Smak był ciekawy. Gorycz piwa trochę mi przekadzała, ale dla osób na ten smak mało wrażliwych, potrawa godna polecenia, choć najmniej fotogeniczna.:) Przepis znajdziecie na załączonym filmie.
Warsztaty odbyły się w SmArt Studio przy ul. Hożej w Warszawie. Nawet nie wiedziałam o jego istnieniu. Świetny klimat i duża fotogeniczność.
Piwo jest u mnie na jednym z ostatnich miejsc napojów bardziej lub mniej rozluźniających. W miarę dojrzewania oswajam się powoli z piwem pszenicznym, szczególnie w upały, które minęły na czas jakiś, zapewne dłuższy niż krótszy. Do piw innych niż pszeniczne nie przekonałam się nadal. Od dziecka nie lubię goryczy, pszeniczne na szczęście jej nie ma za wiele.
Czego się dowiedziałam o tym gatunku...
Na przykład, tego że piwo po "kręceniu szklanką" przez ok. 20 sekund odkrywa przed nami wyraźnie wyczuwalne nuty zapachowe (np. cytrusy). Że pszeniczne pieni się bardzo, bo pszenica ma inny układ białek. Że nadaje się świetnie do wędzonych przystawek (np. sera wędzonego). Ja zawsze lubiłam je do ostrych potraw, acz znawca polecał do nich Lagera Czerwonego. Ot niespodzianka. Również temperatury serwowania piwa różnią się w zależności od gatunku. Najchłodniejsze podaje się piwo pszeniczne: ok. 1,4 st. C, Czerwony Lager 2,5 st C, a najmniej schłodzone piwo ciemne: 4,7 st C.
To ostatnie piwo interesowało mnie jednak w zupełnie innych celach niż gaszenie pragnienia. Jednym z moich ulubionych ciast jest piernikowa babka na Guinessie. Jadłam ją w kilku wydaniach zrobioną przez Liskę. Z pewnością wypróbuję Ciemne Łagodne w tym przepisie. Chyba, że ktoś zrobi to przede mną i podzieli się doświadczeniem.
Po degustacji płynów zaczęło się ostre gotowanie według przepisów Tomka Jakubiaka. Ile osób tyle potraw. Zdecydowanie za dużo. Ani nie dało się wszystkiego spróbować, ani podpatrzeć co gotują inni. Wybrałam sobie na warsztat gulasz jagnięcy duszony w ciemnym piwie z dodatkiem ziaren kawy. To był pierwszy wykonany gulasz w moim życiu. Mięsa wolę zdecydowanie w krótkiej obróbce termicznej. Smak był ciekawy. Gorycz piwa trochę mi przekadzała, ale dla osób na ten smak mało wrażliwych, potrawa godna polecenia, choć najmniej fotogeniczna.:) Przepis znajdziecie na załączonym filmie.
October 11, 2012
MALINA • WERBENA • PRASÓWKA czyli jak przetrwać zimno
Rozpieszczona polską wiosną i latem, a nawet kawałkiem jesieni, z trudem przystosowuję się do jesiennych temperatur. Choć widoki powalają na kolana, zdecydowanie wolę kiedy mi za gorąco niż za zimno.
Robię więc przetwory rozgrzewające, głównie nalewki, w celach leczniczych i prewencyjnych oczywiście. Na patelnie dostały się też maliny. Ponieważ zawsze lubię coś dodać, tym razem poszłam w moje ulubione zioło: werbenę cytrynową. Wyhodowałam ją sama z małej sadzonki kupionej w szkółce. W poprzednich sezonach bez problemu była dostępna u Państwa Jabłońskich, o których można przeczytać w najnowszym numerze FOOD&FRIENDS. Dla mieszkańców Francji, zdobycie werbeny nie powinno być trudne. Tam jest tak popularna jak nasza melisa.
Mam jeszcze zaległy numer Jamiego. Temat przewodni to też lekarstwo na zimno: WE LOVE CURRY czyli wszystko o kuchni indyjskiej i jej wpływach na kuchnię angielską (Jamie's classics wirh a spicy twist). Ten numer jest bardzo dla mnie ;)
MALINY Z WERBENĄ
(przepis własny)
500 g malin
70-100 g cukru trzcinowego (w zależności od słodkości malin)
kilka kropel soku z limonki (dozować na smak)
4 gałązki werbeny cytrynowej
• maliny poddusić na patelni z cukrem przez ok. 10 minut
• dodać całe gałęzie werbeny (ok. 20-25 cm) i dusić na bardzo małym ogniu
• odstawić na godzinę, żeby było więcej aromatu
• po godzinie usunąć gałęzie werbeny
• w razie potrzeby dodać odrobinę soku z limonki
• zagotować i przełożyć do wyparzonych słoików
• zakręcić natychmiast i obrócić do dołu wieczkiem
• po 30 minutach można słoiki postawić normalnie i powinny być prawidłowo zawekowane :)
Podaję do lodów lub wyjadam łyżką.
Ciepła życzę.
Robię więc przetwory rozgrzewające, głównie nalewki, w celach leczniczych i prewencyjnych oczywiście. Na patelnie dostały się też maliny. Ponieważ zawsze lubię coś dodać, tym razem poszłam w moje ulubione zioło: werbenę cytrynową. Wyhodowałam ją sama z małej sadzonki kupionej w szkółce. W poprzednich sezonach bez problemu była dostępna u Państwa Jabłońskich, o których można przeczytać w najnowszym numerze FOOD&FRIENDS. Dla mieszkańców Francji, zdobycie werbeny nie powinno być trudne. Tam jest tak popularna jak nasza melisa.
Mam jeszcze zaległy numer Jamiego. Temat przewodni to też lekarstwo na zimno: WE LOVE CURRY czyli wszystko o kuchni indyjskiej i jej wpływach na kuchnię angielską (Jamie's classics wirh a spicy twist). Ten numer jest bardzo dla mnie ;)
MALINY Z WERBENĄ
(przepis własny)
500 g malin
70-100 g cukru trzcinowego (w zależności od słodkości malin)
kilka kropel soku z limonki (dozować na smak)
4 gałązki werbeny cytrynowej
• maliny poddusić na patelni z cukrem przez ok. 10 minut
• dodać całe gałęzie werbeny (ok. 20-25 cm) i dusić na bardzo małym ogniu
• odstawić na godzinę, żeby było więcej aromatu
• po godzinie usunąć gałęzie werbeny
• w razie potrzeby dodać odrobinę soku z limonki
• zagotować i przełożyć do wyparzonych słoików
• zakręcić natychmiast i obrócić do dołu wieczkiem
• po 30 minutach można słoiki postawić normalnie i powinny być prawidłowo zawekowane :)
Podaję do lodów lub wyjadam łyżką.
Ciepła życzę.
October 7, 2012
ZGRANY DUET JESIENNY - GRZYBY W ŚMIETANIE Z PUREE Z ŻÓŁTYCH ZIEMNIAKÓW
Po dwutygodniowych wojażach wróciłam do mojej kuchni. Moja ulica zupełnie nie przypomina tej sprzed wyjazdu. Kolorów więcej niż w Bieszczadach. Zanim napiszę relację z wyprawy, po wyjątkowo udanej wizycie na targu, ulubiony duet jesienny:
Podgrzybki w śmietanie z puree z ziemniaków (koniecznie żółtych).
Kiedy niedawno odwiedziłam moje rodzinne miasto, zobaczyłam, że w miejscowych warzywniakach nikt nie sprzedaje IRGI... bezdusznej i białej. Wyraziwszy swój zachwyt nad innymi odmianami ziemniaka o żółtym kolorze, sprzedawca z grymasem burknął: "Irga? Pani – to tylko Warszawa jada!" I miał on rację. Irga jest królową warszawskich bazarów i warzywniaków. Z trudem znajduję na moim targu Lorda czy Bryzę. Dziś się udało i jest mój jesienny obiad idealny.
PODGRZYBKI W ŚMIETANIE Z PUREE ZIEMNIACZANYM
GRZYBY
łyżka masła, pół łyżki oleju słonecznikowego lub z pestek winogron
0.3 kg podgrzybków najlepiej niedużych
150 g śmietany 18% kwaśnej
pół pęczka natki pietruszki
1 cebula
sól
• grzyby oczyścić
• na patelni rozgrzać masło z olejem
• cebulę pokroić w kostkęi podsmażyć na złoto
• dodać grzyby pokrojone w ćwiartki
• posolić i dodać tymianek i dusić ok. 10-15 minut
• gdy będą miękkie dodać śmietanę, zamieszać i lekko podgrzać
• podawać z natką pietruszki
ZIEMNIAKI
0,5 kg ziemniaków (koniecznie żółtych :)
50 g śmietany 18% kwaśnej
pół łyżeczki tymianku
pół pęczka koperku
pół łyżki masła
sól
• obrane ziemniaki obrać i pokroić w kostkę
• zagotować w osolonej wodzie
• odcedzić
• zagnieść ze śmietaną i masłem
• podawać z koperkiem... i grzybami :)
Czasem kombinowanie w kuchni jest niepotrzebne. Szczególnie jesienią ;)
Podgrzybki w śmietanie z puree z ziemniaków (koniecznie żółtych).
Kiedy niedawno odwiedziłam moje rodzinne miasto, zobaczyłam, że w miejscowych warzywniakach nikt nie sprzedaje IRGI... bezdusznej i białej. Wyraziwszy swój zachwyt nad innymi odmianami ziemniaka o żółtym kolorze, sprzedawca z grymasem burknął: "Irga? Pani – to tylko Warszawa jada!" I miał on rację. Irga jest królową warszawskich bazarów i warzywniaków. Z trudem znajduję na moim targu Lorda czy Bryzę. Dziś się udało i jest mój jesienny obiad idealny.
PODGRZYBKI W ŚMIETANIE Z PUREE ZIEMNIACZANYM
GRZYBY
łyżka masła, pół łyżki oleju słonecznikowego lub z pestek winogron
0.3 kg podgrzybków najlepiej niedużych
150 g śmietany 18% kwaśnej
pół pęczka natki pietruszki
1 cebula
sól
• grzyby oczyścić
• na patelni rozgrzać masło z olejem
• cebulę pokroić w kostkęi podsmażyć na złoto
• dodać grzyby pokrojone w ćwiartki
• posolić i dodać tymianek i dusić ok. 10-15 minut
• gdy będą miękkie dodać śmietanę, zamieszać i lekko podgrzać
• podawać z natką pietruszki
ZIEMNIAKI
0,5 kg ziemniaków (koniecznie żółtych :)
50 g śmietany 18% kwaśnej
pół łyżeczki tymianku
pół pęczka koperku
pół łyżki masła
sól
• obrane ziemniaki obrać i pokroić w kostkę
• zagotować w osolonej wodzie
• odcedzić
• zagnieść ze śmietaną i masłem
• podawać z koperkiem... i grzybami :)
Czasem kombinowanie w kuchni jest niepotrzebne. Szczególnie jesienią ;)
September 18, 2012
BERLIN, FOTOGRAFIA, MODA i 100 LAT
Dzisiaj zdecydowanie nowości z działu ILLU. Mam tak dużo pracy, że nie wyrabiam się zupełnie z wpisami, a wrażeń mam na kilka tygodni. W sobotę też kolejne fotokulinaria, a ja wciąż nie mogę się zdecydować co ugotować uczestnikom. Żywienie zbiorowe jest wielkim wyzwaniem, szczególnie grupy o wyrafinowanym podniebieniu. Planuję w sobotę rano mój targ. Zamówiłam już pomidory u rolnika i na pewno będzie coś w czerwieni.
Berlin, to jedno z moich ulubionych miast na kulturalne wypady weekendowe. Tak też było tym razem. Mimo skrupulatnych notatek, kompletnie pomyliłam godziny otwarcia Martin Gropius Bau i przegapiłam, podobno świetną, wystawę Diane Arbus. Dla tych, którzy są na miejscu i jeszcze nie zobaczyli – wystawa czynna do 24 września.
W Camera Work, którą bardzo lubię jako miejsce, wystawa Romney Müller-Westernhagen, żony niemieckiej wersji Stana Borysa. Niestety fotografie daleko odbiegały od poziomu prezentowanych tam zwykle prac. Na szczęście wkrótce zmiana ekspozycji.
Perełką absolutną okazały się dwie główne wystawy miejscu bardzo ważnym na fotograficznej mapie Berlina, Co-Berlin. Edward Burtynski (niestety wystawa już zamknięta), artysta pochodzący z Kanady, którego prace świetnie imitują realistyczne malarstwo i zupełnie były przeze mnie dotychczas ignorowane. Błąd! Burtynski od lat, dokumentuje krajobrazy industrialne, miejskie, ale też przyrodę (co odkryłam dopiero podczas wystawy). Duże wydruki, które robią naprawdę piorunujące wrażenie nie były z pewnością przerostem formy nad treścią. To przykład artysty, bardzo konsekwentnego, który w całej swej twórczości opisuje cenę naszych współczesnych wygód, którą płaci za nas matka natura. Paradoks polega na tym, że obrazy autora są tak piękne i estetyczne, że nie postrzegamy ich jako odwzorowanie swojego niszczenia świata. Mało tego, chętnie patrzyłabym na wielki parking pod supermarketem powieszony w moim pokoju... Wystawa jest jedną z niewielu z dziedziny fotografii, które tak bardzo oddziaływują w oryginale. Tego co widziałam w galerii nie odda żaden album, wirtualne muzeum, ani galeria prac w internecie. Podobne odczucia miałam tylko raz, po obejrzeniu wystawy Ivana Pinkavy w praskim Rudolfinum w 2004 r. To trochę tak jak z genialną literaturą, która istnieje w pełnym wymiarze tylko w swoim medium i nie da się z niej zrobić dobrego filmu (najlepszym przykładem jest "Nieznośna lekkość bytu" Kundery, zmasakrowana w 1988 przez Philipa Kaufmana (reżysera Indiana Jones!). Czytając tę książkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że nie da jej się przełożyć na film. I na razie się nie udało ;)
![]() |
Erwin Blumenfeld. American Vogue. March 1945 © Conde Nast |
![]() |
Clifford Coffin. American Vogue. June 1949 © Conde Nast |
Wrzesień to piękny miesiąc na weekend w Berlinie. Przy okazji można poszwędać się w okolicach Kolvitz Platz na Prenzlauer Bergu, a na Mitte pójść do słynnego Monsieur Vuonga lub wypić drinka na tyłach industrialnych budowli w ekskluzywnym klubie nocnym i niezłej restauracji Spindler un Klatt nad rzeką w dzielnicy Kreuzberg.
![]() |
© Margotka • Illucucina |
CO-BERLIN w budynku starej poczty na Mitte obok pięknej synagogi
Postfuhramt
Oranienburger Straße 35/36
10117 Berlin
Pozostałe adresy pod linkami w tekście.
Zdjęć tym razem niewiele, ale nie na fotografii świat stoi :)
September 4, 2012
POMIDOROWY ZAWRÓT GŁOWY I ZAPASY NA ZIMĘ
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Gotowanie zdecydowanie mnie relaksuje. To mój najlepszy sposób na stres i odreagowanie. Jest jednak wyjątek... Kiedy przychodzi wrzesień, a ja na gwałt robię zapasy na zimę. Moja kuchnia wygląda jak po wybuchu (bomby pomidorowej), zużywam jeden fartuch dziennie, manicurzystka powinna wtedy brać ode mnie podwójną stawkę, a mój towarzysz ma zakaz zbliżania się do kuchni, a komentarze na temat stanu mojego miejsca TFUrczości kończą się dla niego bardzo niekorzystnie.
Takiej wiosny i lata w Polsce nie pamiętam w całym swoim, niekrótkim już, życiu. Co tydzień myślę, że pogoda jest zbyt piękna, żeby trwała i tak co tydzień ;) Wrzesień zaczął się wyjątkowo onirycznie. Każda część obejścia mojego domu pachnie inaczej. Najintensywniej od strony zdziczałego sadu sąsiadów, gdzie wkrótce będę miała aromaty cydru made in Poland.
Ta aura, temperatura i słońce w dużej ilości są odpowiedzialne za jakość pomidorów.
Na targu u moich dwóch ulubieńców kilka gatunków i każdy tak słodki i dojrzały, że po raz pierwszy prawie nie dosładzałam sosów. Zrobiłam sosy "grubo ciosane"z podłużnych paprykowych i bawolich serc. Skóra schodziła sama bez parzenia. Z tradycyjnych gruntowych, przepuszczonych przez sito do sosów, powstał materiał na wszystko co można w nich zimą udusić. Przerobiłam 25 kilo!
Przepis na pomidory znajduje się pod tym linkiem. W tym roku, dodałam jeszcze drobno posiekaną cebulę cukrową, którą udusiłam na samym początku na oliwie i zrezygnowałam z wina. Przede mną dzień odgruzowywania kuchni, ale spiżarnia pełna.
Ostatnia chwila na ogórki. Udało mi się kupić ostatni rzut gruntowych i mam już ponad 20 słoików kiszonych dziadka Kazika, które bardzo polecam.
Jutro Szczecin, moje miasto. Nie byłam prawie dwa lata... Wstyd! Ciekawe co się zmieniło i czy nadal pieką mój ulubiony chleb. Szczerze mówiąc nawet nie wiem co miałabym w Szczecinie polecić kulinarnie... Mama mi wtedy gotuje ;)
Jeśli robić pomidory to teraz, natychmiast. Potem będą tylko z chłodni. Takie lato może się szybko nie powtórzyć, więc do garów! Przy okazji stałam się jeszcze bardziej ekologiczna, bo wykorzystałam prawie wszystkie słoiki po kupnych specjałach. Bazylia z własnego warzywnika, cytrynowa, wysiana z nasion kupionych w dużym markecie. Polecam na przyszły rok.
A to moje motto na zimę wyryte z sercem przez I LOVE NATURE :)
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
August 31, 2012
KINO KULINARNE, POZNAŃ I WARSZTATY KULINARNE
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Festiwal przyciągnął mnie przede wszystkim programem kina kulinarnego, prezentowanego przy współpracy z Berlinale. W tym roku w ramach cyklu – pięć filmów:
SMAKI MUZYKI B.S.O. (MUGARITZ B.S.O.)
KUCHNIA RODZINY BRAS (ENTRE LES BRAS)
JEROZOLIMA NA TALERZU (JERUSALEM ON A PLATE)
DANIE MIŁOŚCI - JOYFUL REUNION
OMA I BELLA
Po każdym seansie inne menu autorstwa Krzysztofa Rabka z poznańskiej restauracji HUGO, o której już pisałam.
ENTRE LES BRAS:
Od dawna fascynuje mnie droga Michela Bras, "prowincjonalnego" francuskiego szefa kuchni, cenionego przez krytyków Michelina, ale też przez kolegów z branży. Dokument o nim "Inventing cuisine", w reżyserii Paula Lacoste'a, widziałam kilka lat temu i od niego zaczęło się moje śledzenie korzeni artystów kulinarnych.
W ramach festiwalu, pokazano film będący kontynuacją wspomnianego dokumentu, traktujący o przekazywaniu restauracji synowi (Sebastien Bras). Bardzo się cieszę, że miałam za sobą wcześniejszy film Lacoste'a, choć i bez niego można się cieszyć "Entre les Bras". Film nie tyle o kuchni, co o pokoleniach, bliskości z naturą, wartości rodziny i jej roli w pracy opartej na pasji. Moja ulubiona scena to impreza po winobraniu, gdzie miejscowi bawią się przy stołach z ceratą, racząc się młodym winem, a wsród nich śmietanka gwiazdkowych szefów kuchni francuskiej m.in. Pierre Gagnaire i Olivier Rollinger. Nie wiem jakie będą losy dystrybucji tego dokumentu w Polsce, ale na pewno warto go poszukać. Pierwszy film jest do obejrzenia na YouTube w 4 częściach.
Chapeau bas dla organizatorów i kucharzy, którzy na oczach widzów przygotowywali ponad sto porcji każdego dania. Menu każdego dnia było inspirowane filmem. Mnie przyszło testować menu GENERATION:
KRÓLIK, MARYNOWANA CUKINIA Z EMULSJĄ Z ZIELONEJ PIERTUSZKI
MAKRELA, PIKLOWANA CZERWONA CYKORIA Z WIŚNIAMI
CIELĘCINA, WĘDZONY SZPIK Z GRILLOWANYM SELEREM
OWOCE LASU, MŁODE ORZECHY LASKOWE Z GRANITĄ SZCZAWIOWĄ
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Poza wspomnianym "Entre les Bras" obejrzałam jeszcze "Jerozolimę na talerzu" czyli podróż Yotama Ottolenghi, znanego londyńskiego szefa kuchni, do rodzinnego miasta. Pod względem filmowym, nie jest to dzieło wybitne, sam bohater irytujący stylem bycia i mowy, mocno zamerykanizowanym (nie wiem czemu, bo żyje w Londynie!), ale kulinarnie film bardzo ciekawy.
Udało mi się zobaczyć jeszcze dwa filmy niekulinarne, choć blisko, bo o miłości. Pierwszy, "La vie d'une autre" ze świetną obsadą (Juliette Binoche i Mathieu Kassovitz), zupełnie mnie nie zachwycił. Reżyserowała go Sylvie Testud, bardzo ceniona aktorka francuska, która chyba powinna przy graniu pozostać. Zupełnie nie udźwignęła roli reżysera, a nawet genialną Juliette pokierowała tak, że trudno było ją znieść na ekranie. Kassovitz się uchronił i wciągnął mnie jak zawsze, ale nie uratował filmu.
Drugi film "Cafe de Flore" z francuskiej części Kanady, zdecydowanie miał to coś. Świetnie zagrany i od pierwszej chwili chwytający za trudny do zlokalizowania organ. Dawno nie widziałam tak przekonujących spojrzeń i chemii "udawanych" przed kamerą. W jednej z ról (matki chłopca z zespołem Downa) Vanessa Paradis. Nie jest to może wielkie kino, ale takie, po którym mi dobrze.
O Transatlantyku i kinie kulinarnym pisało kilka blogerów m.in. Smaklick. Mijaliśmy się nieświadomie, obijając się obiektywami :)
Moja relacja fotograficzna z festiwalu na profilu Illucucina na Facebooku.
Nie mam już tyle entuzjazmu do dań, choć ich strona estetyczna jest zawsze imponująca i z pewnością wyróżnia się na tradycyjnym gruncie wielkopolskim. Karta długości książki, więc zawsze biorę to samo :)
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Właścicielka otworzyła nową Werandę w Starym Browarze, która znowu zachwyca wystrojem i klimatem. Karta podobna. Polecam lemoniadę pietruszkową.
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Odwiedziliśmy też okolice sentymentalne, czyli Puszczykówko, ze starą stacją kolejową, gdzie za szlabanem można zjeść najsłynniejsze lody, o których mogę powiedzieć tylko, że takiej koncentracji chemii nie jadłam w całym swoim życiu. Potem się dowiedziałam, że powinnam była zjeść lody "puscane", ale chyba już nie zaryzykuję;)
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
August 12, 2012
Pasta z szyjkami rakowymi z limoncello i Mamma Marietta
Rzadko mi się zdarza w Polsce trafić na miejsca, które zachwycają mnie wystrojem, atmosferą i jedzeniem w równym stopniu. Mam wrażenie, że knajpy dzielą się na te, w których warto lub przyjemnie bywać i na te, do których się idzie zjeść. Dzisiaj odkryłam miejsce, dawno "och i achowane" przez świat kulinarnej blogosfery. Jak zwykle z dystansem i z obawą, że znów ktoś przesadził z zachwytem... Poszłam głodna, bardzo głodna po mocno rozczarowującym panelu dyskusyjnym na temat polskiego projektowania graficznego (proszę nie mylić z jakością PRINT CONTROL publikacji, której wydarzenie towarzyszyło).
Wnętrze Mamma Marietta zgodne z opisem w licznych recenzjach: prosta włoska knajpa bez specjalnego uroku wizualnego. Chyba sześć stolików. Oświetlenie dla mnie do zmiany, ale mogę zaciskać zęby codziennie, żeby tylko się u nich stołować.
Powody:
1. Właściciel Włoch, który cały czas obsługuje gości lub dogląda (uwielbiam dyskretną obecność autorską - ostatnio doświadczyłam jej w Butchery and Wine) – narodowość właściciela podwaja zadowolenie ;) Pomaga mu przemiła dziewczyna z wielkim wdziękiem i sprawnością (mój talerz z pustymi muszlami, został wymieniony na nowy w mgnieniu oka, zanim o tym pomyślałam)
2. Owoce morza: Jak wiadomo trudno w Polsce o frutti di mare pierwszej jakości i świeżości przygotowane z duszą. Moje linguine z owocami morza były tak dobre jak te, które zrobiła mi prawdziwa włoska mamma, Maria, w meksykańskiej wiosce :) Nie czułam rozmrożonych krewetek, ani małż. W dodatku makaron w proporcjach 1 do 3 w stosunku do owoców morza będzie mi się śnił po nocach. Dowód na końcu postu; choć zupełnie haniebne zdjęcie, ale to też wina fatalnego oświetlenia w wnętrza (w widmie przerywanym trudno się odnaleźć fotograficznie :). Zjedliśmy również ośmiornicę z grilla. Podobno tak pyszną jak w Meksyku. Na koniec sorbet mandarynkowy. Poezja.
Ceny adekwatne.
Zdecydowanie jest to miejsce dla tych, którzy wolą dobrze zjeść niż bywać.
Będę wpadać minimum dwa razy w miesiącu, co jak na dzikusa ze wsi jest wielkim wysiłkiem.
W pozostałe dni będę się zadowalać własną twórczością makaronową, a najchętniej ostatnim wytworem Illucucina: tagliatelle z szyjkami rakowymi z mocną cytrynową nutą. Chyba wreszcie przebiłam swoją ulubioną dotąd pastę. Cytrynowy aromat stał się moją obsesją. Pomoże mi przetrwać zimę.
TAGLIATELLE Z SZYJKAMI RAKOWYMI Z CYTRYNOWĄ NUTĄ W RÓŻOWYM SOSIE
(przepis bardzo własny)
porcja dla 2 osób z dużą ilością sosu, którego zawsze mi mało
• 180 g tagliatelle
• 1 cebula
• 1 łyżka oliwy cytrynowej
• sól morska
• 300-350 g pomidorów malinowych lub bawole serca
• 1 łyżeczka cukru trzcinowego
• skórka z jednej dużej cytryny lub nawet 1,5
• 20 ml limoncello
• 250 g szyjek rakowych
• 100 ml śmietanki 30%
• garść bazylii cytrynowej
– cebule pokroić w drobną kostkę i zeszklić na oliwie cytrynowej
– dodać pokrojone w większą kostkę, obrane pomidory
– posolić i dusić kilka minut (sos nie może być wodnisty)
– wrzucić rozmrożone szyjki rakowe
– dodać limoncello, skórkę z cytryny i odrobinę cukru (jego ilość zależy od kwaśności pomidorów, cukier ma tylko wyważyć kwasowość)
– dolać powoli śmietanę
– w międzyczasie ugotować makaron
– wrzucić tagliatelle na patelnię do sosu, wymierzać szybko i podawać z bazylią cytrynową
Myślę, że równie dorze pasta będzie smakowała z krewetkami, jeśli szyjki rakowe będą trudno dostępne. Te jednak muszą być surowe (szare), a nie wcześniej gotowane (różowe).
Buon appetito!
Wnętrze Mamma Marietta zgodne z opisem w licznych recenzjach: prosta włoska knajpa bez specjalnego uroku wizualnego. Chyba sześć stolików. Oświetlenie dla mnie do zmiany, ale mogę zaciskać zęby codziennie, żeby tylko się u nich stołować.
Powody:
1. Właściciel Włoch, który cały czas obsługuje gości lub dogląda (uwielbiam dyskretną obecność autorską - ostatnio doświadczyłam jej w Butchery and Wine) – narodowość właściciela podwaja zadowolenie ;) Pomaga mu przemiła dziewczyna z wielkim wdziękiem i sprawnością (mój talerz z pustymi muszlami, został wymieniony na nowy w mgnieniu oka, zanim o tym pomyślałam)
2. Owoce morza: Jak wiadomo trudno w Polsce o frutti di mare pierwszej jakości i świeżości przygotowane z duszą. Moje linguine z owocami morza były tak dobre jak te, które zrobiła mi prawdziwa włoska mamma, Maria, w meksykańskiej wiosce :) Nie czułam rozmrożonych krewetek, ani małż. W dodatku makaron w proporcjach 1 do 3 w stosunku do owoców morza będzie mi się śnił po nocach. Dowód na końcu postu; choć zupełnie haniebne zdjęcie, ale to też wina fatalnego oświetlenia w wnętrza (w widmie przerywanym trudno się odnaleźć fotograficznie :). Zjedliśmy również ośmiornicę z grilla. Podobno tak pyszną jak w Meksyku. Na koniec sorbet mandarynkowy. Poezja.
Ceny adekwatne.
Zdecydowanie jest to miejsce dla tych, którzy wolą dobrze zjeść niż bywać.
Będę wpadać minimum dwa razy w miesiącu, co jak na dzikusa ze wsi jest wielkim wysiłkiem.
W pozostałe dni będę się zadowalać własną twórczością makaronową, a najchętniej ostatnim wytworem Illucucina: tagliatelle z szyjkami rakowymi z mocną cytrynową nutą. Chyba wreszcie przebiłam swoją ulubioną dotąd pastę. Cytrynowy aromat stał się moją obsesją. Pomoże mi przetrwać zimę.
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
(przepis bardzo własny)
porcja dla 2 osób z dużą ilością sosu, którego zawsze mi mało
• 180 g tagliatelle
• 1 cebula
• 1 łyżka oliwy cytrynowej
• sól morska
• 300-350 g pomidorów malinowych lub bawole serca
• 1 łyżeczka cukru trzcinowego
• skórka z jednej dużej cytryny lub nawet 1,5
• 20 ml limoncello
• 250 g szyjek rakowych
• 100 ml śmietanki 30%
• garść bazylii cytrynowej
– cebule pokroić w drobną kostkę i zeszklić na oliwie cytrynowej
– dodać pokrojone w większą kostkę, obrane pomidory
– posolić i dusić kilka minut (sos nie może być wodnisty)
– wrzucić rozmrożone szyjki rakowe
– dodać limoncello, skórkę z cytryny i odrobinę cukru (jego ilość zależy od kwaśności pomidorów, cukier ma tylko wyważyć kwasowość)
– dolać powoli śmietanę
– w międzyczasie ugotować makaron
– wrzucić tagliatelle na patelnię do sosu, wymierzać szybko i podawać z bazylią cytrynową
Myślę, że równie dorze pasta będzie smakowała z krewetkami, jeśli szyjki rakowe będą trudno dostępne. Te jednak muszą być surowe (szare), a nie wcześniej gotowane (różowe).
Buon appetito!
August 3, 2012
TARTA MIGDAŁOWA Z MORELAMI I TYMIANKIEM
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Ciasto nie jest zbyt mokre, ale całkiem niezłe. Dla doświadczonych: można dodać 1-2 łyżki jogurtu, żeby było bardziej wilgotne. Wypróbuję następnym razem. Im większa foremka tym będzie lepsza proporcja moreli i ciasta. Nie za słodkie, nie za tłuste :)
Połączenie moreli i tymianku nie jest zbyt nowatorskie, ale zawsze sprawdzone. Często robię słoiki z morelami z tymiankiem i cukrem zamiast tradycyjnych konfitur morelowych.
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
(przepis własny)
• 110 g cukru
• 3 jaja
• 150 g mąki pszennej
• 180 g tartych migdałów
• szczypta soli
• 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia (5-6 g)
• 35 g miękkiego masła
• skórka otarta z 2 cytryn
• kilka gałązek tymianku (użyłam cytrynowego)
• 0,5 kg moreli
• cukier trzcinowy do posypania
• olejek pomarańczowy i cytrynowy
– cukier i jaja ubiłam mikserem na bardzo puszystą pianę
– pozostałe suche składniki wymieszałam w osobnej misce i dodałam do jajek z cukrem
– utarłam ręcznie
– dodałam parę listków tymianku, skórkę cytrynową, parę kropel olejków i bardzo miękkie masło
– dalej utarłam ręcznie tak, aby masło dobrze się połączyło
– dużą formę do tart wyłożyłam papierem do pieczenia
– wyłożyłam masę i wcisnęłam do dna połówki moreli skórą do dołu
– posypałam świeżym tymiankiem dla dekoracji i obficie posypałam cukrem trzcinowym wierzch ciasta (najwięcej morele)
– piekłam ok. 50 minut w piekarniku na termoobiegu na 175 stopni (do suchego patyczka)
Jeśli ktoś wypróbuje z jogurtem i będzie nadal OK bez zakalca, proszę o feedback ;)
![]() |
Copyright • Margotka • ILLUCUCINA |
Subscribe to:
Posts (Atom)
Popular Posts
-
Sernik to moje ulubione ciasto. Wolę te klasyczne, raczej lekkie. Wyjątkiem są serniki czekoladowe. Liska zrobiła kiedyś pyszny sernik z b...
-
Placki drożdżowe piekę, odkąd się uparłam, że na Wielkanoc nie będziemy kupować żadnych ciast. I tak piekę jakieś 15 lat... :) Popisowy pla...
-
Szukając koszyków do wypieku chleba trafiłam na sklep , który wygląda na raj... Hert Ul. Odlewnicza 4a 03-231 Warszawa Zamówienia: 02...
-
Od dwóch lat jestem w ciągłej podróży. Zmieniam kuchnie i przystosowuję moje menu do czasu, budżetów, dostępności składników i sprzętu, wiel...
-
© Margotka • Illucucina We Francji jest wiele smaków, lecz spróbujcie znaleźć na ich targach zwykłe śliwki... O twaróg też proszę wszyst...
-
Pierwszy raz widziałam w polskim sklepie marlina (Leclerc na Ursynowie). Konsystencją przypomina tuńczyka, jasny kolor. Podobno nie jest u...
-
Królik to mięso, którego jedzenie wzbudzało u mnie najwięcej wyrzutów sumienia. Jednak po tylu latach wyjazdów do Francji i słuchaniu teks...
-
Gotowe ciasto francuskie to produkt, który zawsze warto mieć w domu (również zamrożone). Ze wszystkich przepisów z ciastem francuskim, t...
-
Mądre książki o zdrowym żywieniu mówią, że najlepiej jest jeść produkty lokalne i sezonowe. W Polsce zimą króluje włoszczyzna, cebula i zi...
-
Nawet latem nie trzeba rezygnować z makaronu. Tę pastę pierwszy raz zaserwował mi Pan R. Nie wiem dokładnie jak ją robił, ale spróbowałam ...