Przystanek pierwszy – Włochy – Emilia Romagna – wrzesień
Swoją przygodę zaczęłam już we wrześniu w Emilia Romagna. Zdarzyła się jakby na zachętę dalszych wojaży i spadła mi jak gwiazdka z nieba na koniec pięknego lata. 4 dni intensywnej przygody kulinarnej w mało znanym u nas regionie Włoch, a warto pamiętać, że trzy wielkie symbole włoskiej kultury kulinarnej: Parmigiano Reggiano, prosciutto di Parma i spaghetti "bolognese"* to właśnie Emilia Romagna. Oprócz sztandarowych symboli regionu, Emilia Romagna kryje znacznie więcej atrakcji i wyrobów regionalnych.
*nazwa najpopularniejszego sosu spaghetti bolognese jest jak najbardziej błędna. Naprawdę powinno się nazywać go al ragu. Jeśli we włoskiej restauracji widzicie w karcie spaghetti bolognese, to możecie być pewni, że jej menu powstało wyłącznie dla cudzoziemców. O tym jak zrobić prawdziwy i pyszny sos mięsny do makaronu, zapraszam na blog Pistachio, mojej czarującej od pierwszego uśmiechu towarzyszki podróży.
1. SERY:
SQUACQUERONE DI ROMAGNA
Pierwszy dzień minął nam pod wpływem nie tylko wina, ale przede wszystkim dwóch kompletnie odległych smakowo serów. O żadnym z nich wcześniej nie słyszałam i choć moje upodobania smakowe bliższe są parmiggiano niż mozzarelli, tym razem zaczarował mnie ser świeży i biały jak śnieg. Gdybym miała opisać squacquerone, określiłabym go jako coś między mozzarellą a gęstą i bardzo tłustą śmietaną. Jest gładki, ani słodki ani słony. Rzadko można go spotkać w supermarketach. Najlepiej smakował mi z czystą piadiną (typowym płaskim plackiem chlebowym z regionu) i konfiturą figową (świetny też z ciemymi figami karmelizowanymi fichi caramelati). Nie mam zwyczaju pić wina w porze lunchu. Ale oparlibyście się Massimiliano? W dodatku w trzech kolorach... Różowy oczywiście zarezerwowany dla dziewczynki: córki Violi, imieniem której nazwał swoje rosato spumante. Niezła i mocna (14%) czerwona Riserva Amarcord 2008 (dla samej nazwy warto!) z przewagą szczepu San Giovese (jak twierdzi autor, to nie ta sama odmiana co San Giovese z Toskanii, z której produkuje się słynne Barolo).
Squacquerone na zdjęciu powyżej w miseczce.
A poniżej wspomnienie...
FORMAGGIO DI FOSSA
Nie wiem ile sera można zjeść jednego dnia (zaczynającego się od 14:00!), ale na pewno można słuchać o nim długich opowieści. "Professore di fossologia" - Signore Pellegrini - opowiedział nam tak szczegółowo proces dojrzewania sera w wielkiej dziurze w ziemi, że właściwie mogłabym pracować w jego muzeum. Nasz przewodnik, sam stworzył muzeum fossy i opowiada o swoich serach jak o bardzo udanym małżeństwie. Co ciekawe, Fossa Pellegrini ma swoja wielojęzyczną stronę internetową, gdzie znajdziecie szczegóły "fossologii".
Sery krowi, kozi i owczy można zdeponować na 3 miesiące w fossie Pana Pellegrini, o ile pamiętam, za 2 Euro za kilo, a po trzech miesiącach odebrać mocno dojrzały i ciężki ser. Fossy po wypełnieniu serem owiniętym w specjalne worki, są zamykane, aby odciąć dopływ powietrza i otwierane w listopadzie. Ser tak intensywny, że niektóre jego odmiany trzeba zakropić miodem. Jeden mały kawałek wystarczy intensywnością za cały posiłek. Jeśli kiedyś zawitacie do Sogliano lub okolic i będziecie kupować na okolicznych targach formaggio di fossa, szukajcie opakowań z numerem 002 (po prawej stronie opakowania), wtedy macie pewność, że leżał w fossie Signore Pellegrini. Ser jest chronionym produktem regionalnym D.O.P.
To było tylko pół dnia. Wieczorem musiałyśmy jeszcze zmieścić pyszną domową pastę serwowaną w małym agriturismo Ca'Poggio, z którego widok co najmniej zachwyca. Po kolacji goście oglądają gwiazdy. Taka rozrywka miejscowa.
Buona notte...
Relację Pistachio naszej "emilio-romańskiej" podróży znajdziecie pod tym linkiem.
2 comments:
Ojjjj taaaak ! <3
To był dzień............ Boski!!!!!
Z Tobą bella!!!!!!!!
Post a Comment