O Stambule przed wyjazdem słyszałam głównie słowa zachwytu, że świetne jedzenie, architektura, że nowoczesne dynamiczne miasto... Jednak kolega z mocnym tłem francuskim, narzekał na jedzenie, a rodzimy fotograf z dużą wrażliwością nie tylko wizualną, mówił, że beton, że bez ładu i 5 dni to aż nadto, ale jeśli bardzo musimy, to możemy się przekonać. Podróży nie zazdrościł...
Pomyślałam, że on oczekuje innych wrażeń...
Na miejscu okazało się, że kolega z francuskim tłem miał rację: tanio nie jest, królują kebaby, polotu to nie ma wielkiego ale jest poprawnie. Podwojenie budżetu na wyżywienie nie podwaja doznań smakowych.
Kolega fotograf, również się nie mylił. Beton wlany pomiędzy sypiące się kamienice, mające naśladować secesję, renesans, baroko i koko też nie powalają na kolana, ponieważ są bytem, który nie żyje w symbiozie z niczym. W dodatku jest tylko kopią tego co można obejrzeć w znacznie lepszym wydaniu w Europie .
Kolejnym złudzeniem, lub niedouczeniem, jest klimat. Stambuł nie jest
bardzo ciepłym miastem jesienią. Od drugiej połowy października i na początku listopada jest ok 14 stopni, w nocy
ok. 9 lecz wiatry powodują duże różnice odczuwalnych temperatur.
Miałam świadomość warunków klimatycznych, lecz przeceniłam swoją
garderobę jesienną.
Najgorszy był chyba ocean badziewia zalewający ulice na każdym kroku. Przysłaniał architekturę współczesną i dawną, "kulturę targową". Tony nikomu niepotrzebnej tandety w połączeniu z tłumami turystów zdominowały krajobraz. Na próżno szukałam przeżyć wizualnych. Przywiozłam kilkanaście kadrów, w porywach. Generalnie ani to Azja ani Europa.
Są jednak pozytywy:
• ludzie są niezwykle mili, bardzo pozytywnie reagują na aparat fotograficzny. Lokalny fryzjer (ta grupa zawodowa jest zdecydowanie przebojem fotograficznym wsród stambulskich tematów), widząc mojego towarzysza robiącego zdjęcia przez szybę nie tylko zapraszał do środka, ale też częstował herbatą.
• na ulicach jest czysto i nie śmierdzi. W porównaniu z naszą "kulturą kulinarną", tureckie kebaby i szybkie dania wynośne, nie wydzielają zapachów starego oleju, ani wątpliwej jakości składników.
• w całym mieście jest mnóstwo toalet publicznych, też bardzo czystych, co po doświadczeniach z Polski można wpisać jako wielki pozytyw wielkiego miasta (temat w sam raz na blog kulinarny)
• miasto jest nieźle skomunikowane. Na przystankach są automaty, w których kupujemy żetony uprawniające do jednego przejazdu bez przesiadki (również tramwajami wodnymi)
• na każdym kroku można się napić świeżo wyciskanego soku z granatów i pomarańczy.
Z kulinarnych doznań polecam zdecydowanie wizytę na targu egipskim tzw. Old Spice Market. Najciekawsze są jego obrzeża. Idąc wzdłuż prawej ściany targu i potem pierwszą w prawo, na samym zakręcie jest sklep producenta kawy MEHMET EFENDI, z długą kolejką, niesamowitym zapachem, obsługą pakującą kawę z prędkością formuły 1. Firma istnieje od 1871 roku.
Skrecając w prawo przy palarni, na przeciwko niej jest najlepsza cukiernia z baklawą jakiej próbowałam: TATLICI SAFA.
Wchodząc głównym wejściem na targ, i dalej od razu schodami po lewej
stronie, jest jedna ze starszych i bardziej znanych restauracji PANDELI, opisana w wielu
międzynarodowych przewodnikach. Nie próbowałam, ale wyglądała ciekawie.
Z przyjaciółmi upatrzyliśmy sobie restaurację VESTA w miejscu bardzo turystycznym (w dzielnicy Beyoglu, 100 metrow od Istiklal Caddesi), lecz z wyśmienitym miejscowym jedzeniem. Najlepsze kotleciki jagnięce, świetne, proste bardzo świeże ryby, bardzo zabawny kelner, i stoliki z ogrzewaniem na zewnątrz. Zaraz przy najbardziej ruchliwej straganowo-restauracyjnej ulicy, lecz warto usiąśc tuż za rogiem, na przeciwko straganu z warzywami. Ważna informacja: zamawiając rybę wystawioną przed restauracją, zapytajcie o jej cenę. Ryby często sprzedawane są na kilogramy.
Dla miłośników szwędania, polecam trasę z Galata Tower ulicą Galip Dede Cadesi, potem tuż przy starym tramwaju od razu wejść na wprost w maleńki zaułek i iść równolegle do Istiklal Caddesi, dalej można wstąpić do Pera Palas (starego hotelu o niewątpliwym uroku) i dalej do Taksim.
Od Placu Taksim najlepiej zejść Siraselviler Caddesi, skręcić w Yeni Yuva ( po lewej będzie aromatyczny biały sklep z olejkami leczniczymi i ziołami Vie en Rose z nieźle zakręconą właścicielką), potem w prawo w Simsirci Sok. Tam pod numerem 6 znajdziecie absolutną perełkę, restaurację DEMETI z obłędnym widokiem na Bosfor, wnętrzem pełnym starych zdjęć w stylu knajpek na Krakowskim Kazimierzu :)
Ceny umiarkowane, jedzenie doskonałe, bardzo miła właścicielka Demet... To był nasz ostatni wieczór i na pewno jeden z lepszych wyborów kulinarnych. Zupełnie nieturystyczny. Wracaliśmy dalej w dół mijając świetne knajpki, bistra i bary pełne nowoczesnej lokalnej ludności.
Ponieważ trudno nie odwiedzić turystycznych atrakcji, szczególnie polecam Cysternę Bazylikową TEREBATAN SARAYI (po drugiej stronie ulicy od AYASOFYA - meczetu, który nie powalił mnie na kolana - poza jej bizantyjskimi mozaikami).
Ciekawy jest błękitny meczet (SULTANAHMET CAMII) i okolice meczetu Sulejmana (SULEYMANIYE CAMII). Muzeum kaligrafii, z którym wiązaliśmy duże nadzieje jest teraz zamknięte z powodu konserwacji.
Grand Bazar ma swój urok ale zdecydowanie w częściach ukytych, mniej uczęszczanych przez tłum niż jego główne alejki.
Wypróbowaliśmy jeszcze knajpę hinduską DUBB polecaną w moim ulubionym przewodniku. Zaraz obok Cysterny Bazylikowej. Koniecznie w porze lunchu, i na pewno na ostatnim piętrze, skąd widok jest wart nawet średniego jedzenia.
Piszę "średniego", ponieważ byliśmy koło godziny 16 a wtedy nie działał już piec tandoori. Curry były tylko poprawne, ale myślę, że dania z tandoori byłyby znacznie lepsze.
Można się przejść nad wodą w okolicach Kumkapi. Nie było źle, ale też nie przesadnie uroczo. Sporo restauracji, które tętnią życiem wieczorami. Na pewno niezłe miejsce na ryby.
Nie wiem czy jeszcze raz zaryzykuję wyjazd do Turcji. Chyba jeśli już, to gdzieś gdzie przyroda zdominuje krajobraz, a ludzie nie będą z dużego miasta... Jeśli macie inne doświadczenia lub wskazówki gdzie Turcja może zachwycić, chętnie poczytam.
November 12, 2011
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Popular Posts
-
Sernik to moje ulubione ciasto. Wolę te klasyczne, raczej lekkie. Wyjątkiem są serniki czekoladowe. Liska zrobiła kiedyś pyszny sernik z b...
-
Placki drożdżowe piekę, odkąd się uparłam, że na Wielkanoc nie będziemy kupować żadnych ciast. I tak piekę jakieś 15 lat... :) Popisowy pla...
-
Szukając koszyków do wypieku chleba trafiłam na sklep , który wygląda na raj... Hert Ul. Odlewnicza 4a 03-231 Warszawa Zamówienia: 02...
-
© Margotka • Illucucina We Francji jest wiele smaków, lecz spróbujcie znaleźć na ich targach zwykłe śliwki... O twaróg też proszę wszyst...
-
Od dwóch lat jestem w ciągłej podróży. Zmieniam kuchnie i przystosowuję moje menu do czasu, budżetów, dostępności składników i sprzętu, wiel...
-
Pierwszy raz widziałam w polskim sklepie marlina (Leclerc na Ursynowie). Konsystencją przypomina tuńczyka, jasny kolor. Podobno nie jest u...
-
Królik to mięso, którego jedzenie wzbudzało u mnie najwięcej wyrzutów sumienia. Jednak po tylu latach wyjazdów do Francji i słuchaniu teks...
-
Gotowe ciasto francuskie to produkt, który zawsze warto mieć w domu (również zamrożone). Ze wszystkich przepisów z ciastem francuskim, t...
-
Mądre książki o zdrowym żywieniu mówią, że najlepiej jest jeść produkty lokalne i sezonowe. W Polsce zimą króluje włoszczyzna, cebula i zi...
-
Nawet latem nie trzeba rezygnować z makaronu. Tę pastę pierwszy raz zaserwował mi Pan R. Nie wiem dokładnie jak ją robił, ale spróbowałam ...
8 comments:
Chętnie obejrzałam zdjecia i przeczytałam Twoją relację. Nigdy mnie do Turcji nie ciągnęło,nie wiem,czy kiedykolwiek będę chciała pojechać.Raczej nie.
Fajnie,ze jednak pozytywy też są;)
Pozdrowienia.
Majana
Początek posta zapowiadał wyprawę - porażkę. W miarę czytania odniosłam wrażenie, że nie było tak źle. Pozdrawiam i odezwę się wkrótce.
Jak to czytam, też widzę, ze nie było aż tak źle... :) Ale nie tak dobrze, żeby tam wracać :)
Hej. Cieszę się, że do Ciebie trafiłam. Robisz wspaniałe zdjęcia... i kanapeczki z figami:). W Turcji byłam kilka lat temu, zapach przypraw ze straganów pamiętam do dziś.
Przejrzyj fotki z naszych wakacji z Turcji ... organizowanych dla mas, ale my i tak wynajmujemy samochód i jeździmy wszędzie sami. W ten sposób nie omija nas lokalny koloryt. Turcja smakuje na wiele sposobów.
Fajny blog :)
http://alchemiq.blogspot.com/2011/09/album.html
http://alchemiq.blogspot.com/2011/11/wspomnienia.html
Zdumiona czytam te wiersze.
Albo nie miałaś nastroju,albo Twoje wymagania sięgają powyżej najwy ższych gór świata.Pozdrawiam
http://fotoelzbieta3.wordpress.com/
Maciejka: Gdyby wszyscy byli tacy sami, świat byłby nudny... To jak z ludźmi. Czasem nie mogę znieść kogoś, komu nie mam nic do zarzucenia, a działa na mnie jak czerwona płachta na byka :) Po części to chemia. Czasem nawet zapach, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy. ;)W Stambule bylam w listopadzie w okropna pogodę... I po prostu mnie rozczarował. Mnie i 3 inne osoby o bardzo podobnej wrażliwości wizualno-międzyludzkiej ;)Po moich zdjęciach nie widać, że nie było fajnie, ale ta chemia właśnie nie zadziałała ;) Nie poddaję się jednak i może kiedyś odwiedzę Turcję pozamiejską.
Post a Comment